Spełnij pragnienia - przełam się

27 stycznia

Ostatnio coraz częściej gadam, czy piszę, na temat motywowania się. Wiecie, jeśli chcesz coś zrobić to zrób to. Będę o tym wałkować bo rozpiera mnie energia. Ostatnio staram się nawet nie rzucać słów na wiatr. Zanim coś powiem lubię sama sprawdzić prawość swoich słów. Nie chciałam wcześniej pisać co się u mnie dzieje bo nie jestem z tych (tzn. już nie jestem) gdzie dużo gadam a mało robię. Teraz pierw muszę coś zrobić a potem głosić o tym monologi. 

Sama przed sobą udowodniłam, że jeśli czegoś się chce, to to się osiągnie. Ja od jakiegoś czasu miałam problemu z podjęciem pracy. Nie mogę znaleźć jej od ponad roku. Wiedząc że trudno będzie mi znaleźć pracę w swoim zawodzie, ja nie robiłam nic aby znaleźć coś innego. Jednak jak długo tak można? Dlatego w końcu postanowiłam przejąć kontrolę nad swoim życiem, umysłem (bo czasami ten krasnal w głowie powtarzał "co po ci praca?", serio). Zmusiłam się więc i poszłam na kurs. Od bardzo dawna chciałam wiedzieć jak to jest po drugiej stronie lady w kawiarniach. I we wtorek minął dzień w którym uzyskałam certyfikat baristy. Marzył mi się on od dawna ale jak do tej pory nie miałam odwagi zapisać się. Ale oto i jest. Jupi! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę. 

Co zrobiłam, że skończyłam z negatywnym nastawieniem a rozbudziłam pozytywny? Zaczęłam myśleć inaczej...


Otóż powiedzcie mi, kto jak nie my sami jesteśmy kowalami swojego losu? Czy siedząc na kanapie i zastanawiając się (nadmienię że cierpię na takie coś jak overthinking - czyli ciągle myślenie) co pójdzie źle, dobrze, fatalnie czy super, mamy jakiekolwiek szanse na przeżycie swojego życia tak jak chcemy? Czy spełnimy swoje marzenia? No oczywiście że nie! 

Powiecie "tak, prosto jest zmienić myślenie, gorzej to pozytywne myślenie zmienić w czyny", bo wiem że nie łatwo jest niektórym nawet wyjść z domu. Ale ile razy siedzisz i zastanawiasz się "co ja najlepszego wyrabiam?', "jak wygląda moje życie", "jak będzie wyglądać za parę lat?". Sama do niedawna myślałam, że najlepiej nic nie robić, niech życie mnie dobija. Niech się wali, pali ja mam to gdzieś. Ale czy to coś zmieni? Nie. Czy to sprawi, że będziemy pogłębiać się w stany depresyjne? Prawdopodobne. Teraz pewnie nasuwa się pytanie - co zrobiłam że udało mi się myśleć inaczej?


Oto kilka myśli na początek:
- Czy mając 50 lat chcę siedzieć w pracy która mnie unieszczęśliwia? 
- Czy będę żałować rzeczy spróbowanych czy tych których nie spróbowałam?
- Czy chcę być szczęśliwym człowiekiem czy zrzędą?

Nikt poza mną nie poprowadzi mnie przez życie. Nikt za mnie nie nabierze umiejętności które pozwolą na zdobycie wiedzy i znalezienie ukochanej pracy. Nikt za mnie nie będzie próbował rzeczy których chcę spróbować. Zastanów się więc, czy nadal chcesz żyć życiem - tym życiem - które jest nieszczęśliwe, w którym przewyższa strach niż nuta adrenaliny w nowych sytuacjach? Czy chcesz żyć życiem które sobie wymarzyłeś? Ja dokonałam wyboru, teraz Twoja kolej.

Łatwe prawda? Wystarczy przemyśleć kilka spraw, swoje zachowanie, zastanowić się czy aby na pewno chcemy skończyć ze smutkiem na twarzy, nerwami pod skórą i depresją w głowie - to jest recepta na zrealizowanie swoich celów -> przełamanie się i działanie.

Lecz...

Jeśli się aż tak boisz, że nie dasz rady samemu, to poproś o pomoc kogoś w postaci kompana w jakimś kursie, albo bądź towarzyszem znajomego w jakimś wydarzeniu. Skok na bungee albo tatuaż. W ten sposób oswajasz się z nowym, ale nie rezygnujesz - bo ważne jest że próbujesz. Ja kiedyś byłam takim kompanem kiedy koleżanka robiła sobie tatuaż. Dla osoby która jest raczej introwertykiem (tak, niestety to ja) wyjście do salonu tatuażu była czymś dziwnym. Ale poszłam. Przełamałam się mimo iż to nie mnie mieli tatuować. Spróbowałam czegoś co jest dla niektórych niesłychanym wyczynem - wiem co mówię. 

Nigdy nie jest za późno żeby zacząć działać w kierunku przełamywania swoich granic. 

Kiedyś pisałam tylko o tym, że jest źle, że mi wszystko nie wychodzi, że mi się nie podoba. Ale sama postawiłam sobie cel (a to jest milowy krok jeśli to TY decydujesz o swoim życiu) - nie chce zmarnować kolejnego roku na zagłębianiu się w .... depresji, bo można to nawet i tak nazwać, chcę ŻYĆ. Dlatego odważnie postanowiłam - ten rok będzie mój, będę próbować nowych rzeczy bo nie chcę mieć 50 lat i żałować, że wielu rzeczy nie spróbowałam. Naprawdę bardziej żałujemy tego czego nie zrobiliśmy, niż tego co dokonaliśmy. Jak masz być happy ze skoku na bungee skoro nie skoczyłeś?

Dlatego próbuj i się nie bój, bo to strach hamuje nas przed ... wszystkim.

Sama siebie zadziwiam jak bardzo zmieniło mnie samo myślenie - wystarczyło pozytywne nastawienie i w końcu ta "chęć" do zmienienie swojego życia. Skończyłam z wymówkami, z wyszukiwaniem tylko tych złych stron, co ma być to i tak się stanie. Myślę o pozytywach i tym co dobrego może mnie spotkać - to działa. Teraz czas na kolejne działania i cele do spełnienia. Małe czy duże - ja wiem, że dam radę, wystarczy przełamać się. A Ty, przełamiesz się?


A i jeszcze jedno, pamiętacie jak obiecywałam że spróbuję zapisywać swoje myśli w telefonie albo dyktafonie, że nie będę patrzeć na innych i nie będę bała się robić tego przy ludziach. Właśnie. Ten tekst napisałam w pociąg wracając z kursu. Cele trzeba realizować bo tylko tak stają się realne :) Powodzenia


PS. I tak, potrafię zrobić taką kawę jak jest na zdjęciu! =D
Obsługiwane przez usługę Blogger.